Michalina
Witam wszystkich!
Kiedyś pisałam, że czasem ukaże się jakiś tekst/ artykuł zamiast typowej stylizacji. Tak właśnie będzie dzisiaj.
Myśląc z Agnieszką nad tematem dzisiejszego wywodu okazało się, że obie od kilku lat jesteśmy wegetariankami. :) Być może część z Was zainteresuje nasza bezmięsna droga, postaramy się opisać co, jak i dlaczego.
Moja przygoda z wegetarianizmem zaczęła się gdzieś w II klasie podstawówki. Co prawda jadłam czasem mięso, jednak dużo bardziej wolałam obiady pozbawione tego źródła białka. Dodatkowo nigdy nie jadłam masła/margaryny, twarogów, nie przepadałam za jogurtami [oprócz ukochanych Danonków xd], nie piłam bezpośrednio mleka- ogólnie stroniłam od nabiału. Szczerze mówiąc nie pamiętam już dlaczego.. Wiem, że już w przedszkolu byłam niejadkiem, a przyjemność sprawiało mi tylko wcinanie chrupiących warzyw.
Kiedy stawałam się bardziej świadoma tego co jem (lub nie jem) doszłam do powodu, dla którego 'porzuciłam' mięso. Oczywiście co? Bo giną zwierzątka. Nasłuchałam się opowieści o przetwarzaniu żywności, o brutalnym zabijaniu krówek i świnek i definitywnie zaprzestałam ich jedzenia. Z racji młodego wieku musiałam jednak dostarczać organizmowi potrzebnych substancji, przede wszystkim białek. Rodzice nauczyli mnie więc jeść ryby. 80% z Was powie teraz, że to przecież też jest mięso. I właśnie- dochodzimy do kolejnego momentu mojej wegetariańskiej drogi :)
Z początkiem gimnazjum stwierdziłam, że tu już nawet nie o zwierzęta chodzi. Nie miałam przecież całkowitej awersji do skórzanych butów, futer itd. Tu objawiła mi się ostateczna przyczyna niejedzenia mięcha. Smak i konsystencja. Pewnie czytającym mięsożercom wyda się to śmieszne, ale nie jestem w stanie przeżyć konsystencji 'schabowego' czy piersi z kurczaka. Co ciekawe, odrzucam także ryby, które "podobnie się gryzie."
Wielu nasuwa się : 'ale jak można nie jeść mięsa? ' 'Bez mięsa nie mógłbym żyć!' itd. Nieprawda. Wiem, że człowiek został do tego stworzony, ale... wszystko zależy od naszych przyzwyczajeń. Jeśli chodzi o sferę zdrowotną to z tego powodu nie cierpię na żadną chorobę, anemię etc. a moje wyniki krwi są zaskakująco dobre.
No dobrze- to co ja właściwie jem? xd Jadłospis dnia przedstawia się następująco:
Śniadanie: zwykle jogurt + musli lub kanapka z pomidorem i przeróżnymi ziołami. Tak- suchy chleb z pomidorem. Bez masła. Bez niczego. Chociaż ostatnio przekonuje się do różnego rodzaju serków to to połączenie jest nr 1. Piję zwykle herbatkę, a gdy mam ochotę na coś mocniejszego, ekspres podaje mi pyszne latte macchiato.
Drugie śniadanie: do szkoły nie zabieram nic oprócz termokubka. Na którejś z przerw zwykle wyskakuje do pobliskiej piekarni po smakowitą bułkę z ziołami, pączka, pizzerkę itp. Gdy lekcje trwają do 15-17 zdarza mi się jeść obiad w szkolnej stołówce.
Obiad: ryba, makaron, ryba, makaron. Tak w skrócie wygląda moje menu, które od tylu lat
jeszcze mi się nie znudziło. Do moich najulubieńszych należą sandacz, łosoś i popularna tilapia. Na milion sposobów, z różnymi dodatkami. To samo tyczy się makaronów- ciągle coś nowego, z innymi sosami i przyprawami. Mniam <3
Kolacja: tu zwykle powtarza się schemat śniadania lub kiedy mam więcej czasu przygotowuję coś ciepłego. Nie jestem na żadnej diecie, nie ma mowy o granicznej godzinie 18 etc. Za bardzo kocham jedzenie, tak więc podżeram co chwilę i lodóweczka się nie zamyka..
Ten szalenie długi tekst zakończę tym, że czuję się ze wszystkim bardzo dobrze i z d r o w o. Nic nie smakuje jak przegryziony liść zielonej sałaty czy czerwonego jabłka. Jeżeli mielibyście jakieś pytania- chętnie na nie odpowiem.
Do zobaczenia! Tekst Agi ukaże się jutro, z racji na długość mojego xd